sobota, 20 kwietnia 2013

This love is too strong...

Tym razem dodam shota bez zwiastunu. Jednopart jest dosyć krótki i zapowiedź jest tu zbędna :)
Pomimo długości, napracowałam się nad nim cholernie, ponieważ zwykle piszę one-shoty o innej tematyce (taak, przy +18 czuję się jak ryba w wodzie xD). Liczę na chociaż 1 krótki komentarz, który wam zajmie kilka sekund, a Mi sprawi ogromną radość i zmotywuje do dalszego pisania ;)

Miłego czytania! <33
______________________________________________________________________________

KONIECZNIE WŁĄCZ PIOSENKĘ - NIEODŁĄCZNY ELEMENT ONE-SHOTA!! LINK


*Oczami narratora*

Krzyk. Trzaśnięcie drzwiami. Cichy, zduszony szloch.
Louis osunął się po błękitnej ścianie łazienki i zanosząc się płaczem opadł na nieskazitelnie białe płytki.
Kolejny krzyk. Odgłos szklanego naczynia rozbijanego o ścianę.
Lou zacisnął powieki, spod których i tak wypłynęło kilka słonych łez.
Wiązanka przekleństw i wrzask.. Następny przedmiot został roztrzaskany przez rzut nim o murowaną powierzchnię.
Ręka Tomlinson’a sama wślizgnęła się do kieszeni jeans’ów, aby wyciągnąć z Niej żyletkę. Obiecał sobie już tego nie robić. Ale to było silniejsze od Niego.
Gwałtowne głosy z salonu wywoływane przez furię załamanego i rozwścieczonego Harry’ego ucichły. On również siedział teraz w kącie i wypłakiwał się w rękaw swojego bawełnianego swetra.
Louis przygryzł wargi i wstrzymał oddech, aby po chwili wypuścic go z drżeniem. Przez łzy wpatrywał się w metalowy przedmiot, który trzymał w swojej delikatnej, wiotkiej dłoni.
Dlaczego nie mogli po prostu być szczęśliwi, kochać się i nie ukrywać tego uczucia? Dlaczego wszystko musieli trzymać w tajemnicy? Dlaczego nie mogli cieszyć się sobą i pokazać innym, jak piękna i silna jest ich miłość?!
Lou podwinął rękaw swojej białej koszuli  omiótł wzrokiem kilka blizn. Wpatrywał się w nie przez chwilę a następnie wyszukał miejsce na kolejne ,,dzieło”. Przyłożył żyletkę do tej części ręki, a z Jego pięknych, niebieskich oczu wypłynął kolejny potok łez. Delikatnie docisnął, a kilka kropel szkarłatnej krwi wytoczyło się spod małego kawałka metalu.
Lou zagryzł usta i docisnął jeszcze mocniej. Strużka czerwieni spłynęła z nadgarstka i zabrudziła białe płytki.
Wtedy drzwi otworzyły się i stanął w nich przerażony Harry, z bluzka poplamioną łzami i oczami spuchniętymi od ciągłego płaczu. Złapał w drżąca dłoń pierwszy lepszy ręcznik i rzucił się w stronę Lou. Uklęknął przed Nim, żyletkę wyrzucił na bok a krwawiącą ranę opatulił materiałem.
-Loueh, kochanie, czemu to robisz?! – zapytał patrząc w zaszkolne oczy Tomlinson’a.
-Bo Cię kocham, Hazz… Chce być szczęśliwy, czemu nie mam do tego prawa?! – wykrzyknął Louis drżąc i płacząc spazmatycznie. Harry przytulił do siebie zdruzgotanego chłopaka i schował zapłakaną twarz w Jego kasztanowych włosach. Lou objął pochyloną nad Nim sylwetkę Hazzy i schował nos w zagłębieniu między szyją a ramieniem wdychając zapach Jego perfum.
-To już niedługo się skończy… Jeszcze chwilę, wytrzymamy… ,,This love is too strong”, pamiętasz? – wyszeptał Styles do ucha swojego ukochanego, na co On w odpowiedzi kiwnął głową. – Obiecaj mi, że już Nigdy tego nie zrobisz.
Harry odkrył rany na nadgarstku Tomlinson’a i spojrzał na Nie zaciskając wargi. Jego zielone oczy wypełniły się łzami.
-Obiecuję…- szepnął Louis wpatrując się w zdruzgotanego chłopaka z lokami. Hazz pochylił się i pocałował delikatnie każdą z blizn, w tym tę krwawiącą, która pozostawiła na Jego pełnych ustach czerwony slad. Lou ze wzruszeniem przypatrywał się temu. Uśmiechnął się słabo.
-Pamiętaj, że bardzo Cię kocham i nigdy nie zostawię… Nie pozwolę Cię skrzywdzić… - powiedział cicho Harry nadal trzymając w swoich dużych dłoniach wiotki i ciągle krwawiący nadgarstek Tomlinson’a.
-Pamiętam, nigdy o tym nie zapomnę… - wyszeptał Louis, a Styles pochylił się, aby złożyć na Jego miękkich, drżących wargach subtelny pocałunek… 


Follow me on twitter: @ship_bullshit69


Stylinson'owa :D


czwartek, 11 kwietnia 2013

For Your Entertainment


*Perspektywa Harry'ego*


Moje 19-te urodziny zapowiadały się tragicznie. Rano obudziłem się cholernie niewyspany, a na 7:30 musiałem być w pobliskiej piekarni, w której od roku byłem zatrudniony. Lubiłem moją pracę. Nie była ciężka, a szef wiele mi odpuszczał.
A poza tym płaca nie była najgorsza. Ale tego ranka nienawidziłem mojej roboty z całego serca. Wstałem i przetarłem oczy rękami. Rzuciłem okiem na śpiącego jeszcze smacznie Mojego chłopaka, Louis'a. Szczęściarz. Z racji tego, ze dziś była sobota, On, jako młody nauczyciel WF-u (za którym szalały nastolatki nie wiedząc, ze jest gejem), miał wolne.Przyglądałem mu się chwilę a On słodko uśmiechał się przez sen. Pewnie Ja mu się śniłem :D
Szybko ubrałem jeansy i niebieski T-shirt należący do BooBear'a. Na nogi założyłem białe Converse'y i byłem gotowy do wyjścia. Przelotnie musnąłem ustami policzek Lou i wyruszyłem do pracy.

***
 Do domu wróciłem około godziny 23:00. Poza praca musiałem pozałatwiać wiele ważnych spraw. Byłem kurewsko zmęczony i jedyne czego chciałem, to porządnie się wyspać.
Zdjąłem buty i kurtkę i z klejącymi się do siebie powiekami pomaszerowałem na piętro do sypialni. Byłem trochę zły na Lou, że przez cały dzień nie pofatygował się chociaż o wysłanie mi głupich życzeń urodzinowych, ale trudno. Z pewnością wynagrodzi mi to rano, jeżeli wiecie co mam na myśli :D
Zanim otworzyłem drzwi, ze środka usłyszałem muzykę. Louis pewnie zasnął i nie wyłączył wieży. Jak zwykle. Cicho wszedłem do pokoju, w którym było ciemno jak w dupie i na palcach podszedłem do urządzenia, aby je wyłączyć. Wtedy lampki nocne zaświeciły się, a ja rozszerzyłem oczy ze zdziwienia.
Na łóżku, w białej pościeli usłanej płatkami czerwonych róż, leżał Louis, ubrany w szkarłatne bokserki i tego samego koloru szelki. Na szyi miał zawiązaną dużą kokardę.  Pewnie w normalnej sytuacji stwierdziłbym, że wygląda przekomicznie, ale wtedy nagle, ze śpiącego i zmęczonego stałem się napalony i oryginalnie ubrany Louis podniecał mnie do granic możliwości.
Wtedy z wieży, której ostatecznie nie wyłączyłem, zaczęła lecieć nasza ulubiona piosenka.

TU WŁĄCZ PIOSENKĘ - NIEODŁĄCZNY ELEMENT ONE-SHOTA!!! - LINK

So hot out the box,
Can you pick up the peace?
Turn it up, heat it up
I need to be entertained
Push the limit
Are you with it?
Baby don’t be afraid, yeah
Imma hurt you will good, babe.

Lou popatrzył na mnie spod wachlarza ciemnych rzęs I uśmiechnął się cwaniacko. Na czworaka zaczął sunąć po łóżku w moją stronę. Patrzyłem na Niego z iskierkami pożądania w oczach. Kiedy był już na krawędzi materaca, jedną ręką zdarł ze Mnie granatowy materiał, który podarł się nieco, ale nie zwróciłem na to najmniejszej uwagi. Byłem zbyt zamroczony podnieceniem. Louis następnie polizał moją linię od pępka w dół, która ciągnęła się do nisko wiszących na biodrach jeansów. Następnie złapał mnie za rękę i brutalnie przyciągnął do siebie, wskutek czego leżałem na Nim i przygniatałem Go całym Moim ciężarem. Polizał moje usta i poruszył miednicą przy moim kroczu, a nasze członki zderzyły się ze sobą przez materiał. Jęknąłem cicho.
-Rozpakuj swój prezent urodzinowy, kocie…- wyszeptał Lou.
Let’s go,
It’s my show
Baby do what I say
Don’t trip off the glitz
That I’m gonna display
I told you,
Imma hold you down,
Until you’re amazed
Give it to you till you screamed my name

Tomlinson złapał mnie za biodra I kilkakrotnie jeszcze poruszył kroczem ocierając się o moje. Zsunąłem szelki z Jego ramio, a Moje spodnie za pomoca Louis’a wylądowały na drugim końcu pokoju.
No escaping when I start,
Once I’m in I own you heart
There’s no way to ring the alarm
So hold on until it’s over

-Bierz mnie…- wysapał BooBear I musnął Moje usta. Szybko zdjąłem Jego bokserki, a następnie On zrobił to samo z moimi. Jednak nie chciałem pieprzyć go w dupę, pragnąłem spróbować czegoś nowego…
Oh, do you know what you got into?
Can you handle what I’m about to do
Cause it’s about to get rough for you,
I’m here for your entertainment

Położyłem Lou na łóżku dość brutalnie I zdarłem z Jego szyi szkarłatną kokardę. Ulokowałem Jego głowę między swoimi udami, a On popatrzył na Mnie chyba wiedząc, co zaraz nastąpi.
Oh, I bet you thought I was soft and sweet
You thought an angel swept you off your feet
But I’m about to turn up the heat
I’m here for your entertainment

Klęczałem tak z penisem przed ustami Louis’a, jakby prosząc o pozwolenie.
-Nie krępuj się, Hazz. Jestem tu dla Twojej przyjemności. – szepnął Loueh ty samym zezwalając Mi na pieprzenie Jego pełnych, malinowych warg.
It’s All right,
You’ll be fine
Baby I’m in control
Take the pain,
Take the pleasure,
I’m the master of both.
Close your eyes,
Not your mind,
Let me into your soul,
I’m a work you till you totally blown.

Kiedy brutalnie pierdoliłem usta Lou, On leżał pode mną I z podekscytowaniem obserwował Moja zarumienioną od przyjemności twarz. Wargi, w których mój penis znikał prawie cały. Były już sine i opuchnięte, ale Louis miał to gdzieś.

No escaping when I start,
Once I’m in I own you heart
There’s no way to ring the alarm
So hold on until it’s over

Poczułem zbliżający sie koniec, więc przyspieszyłem swoje ruchy maksymalnie, dysząc I jęcząc. Pierwszy raz robiliśmy to w tak nietypowy sposób. Posuwałem usta Louis’a jakby były one Jego zgrabnym tyłkiem, a Jemu ani trochę to nie przeszkadzało.

Oh, do you know what you got into?
Can you handle what I’m about to do
Cause it’s about to get rough for you,
I’m here for your entertainment

Poczułem znajome uczucie kumulujące się w Moim podbrzuszu i po chwili skończyłem w wargach mojego ukochanego. Ciężko oddychając i mamrocząc pod nosem niezrozumiałe słowa, spełniony osunąłem się na materac. Usłyszałem charakterystyczny odgłos przełykania, a po chwili Louis usiadł na Mnie okrakiem i wyglądając tak cholernie pięknie złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Wszystkiego najlepszego, Hazz – wyszeptał uśmiechając się uroczo…

Oh, I bet you thought I was soft and sweet
You thought an angel swept you off your feet
But I’m about to turn up the heat
IM HERE FOR YOUR ENTERTAINMENT



Follow me on twitter: @ship_bullshit69


Stylinson'owa ;D

wtorek, 9 kwietnia 2013

For Your Entertainment - zapowiedź one-shota.


Typ: one-shot, jednopart
Tytuł: For Your Entertainment
Bohaterowie: Louis Tomlinson i Harry Styles
Pairing: Larry Stylinson
Opis fabuły: Harry wracając do domu późnym wieczorem jest przekonany, że Louis zapomniał o Jego 19-tych urodzinach. Zmęczony i zrezygnowany kieruje się w stronę sypialni, aby po całym dniu ciężkiej pracy położyć się do łóżka i zasnąć. Jednak okazuje się, ze Lou przygotował dla Niego niespodziankę, która rozbudziłaby Go o każdej porze dnia i nocy...
Ostrzeżenie: Treści erotyczne dotyczące miłości homoseksualnej.
AU - Alternatywna rzeczywistość. One Direction nie istnieje.
(Cały one-shot jest pisany z perspektywy Harry'ego Styles'a)
Inspiracja: Piosenka Adam'a Lambert'a pt. ,,For Your Entertainment" 



Follow me on Twitter: @ship_bullshit69

Stylinson'owa :D

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Her lovely, blue eyes...

Znalazłam chwilkę na dodanie tego shota, ale wątpię, aby następny pojawił się tak szybko :/
Po pierwsze - ostatnio ani trochę nie dopisuje wena, a po drugie  - nie mam czasu. :(

Ale teraz...
Miłego czytania!! <33
______________________________________________________________________________


 Louis leżał na kanapie w silnych objęciach swojego męża, Harry’ego, wpatrując się w ogień w kominku kilka metrów przed nimi.  W pokoju panowała absolutna cisza, ale ani jednemu, ani drugiemu to nie przeszkadzało. Uwielbiali takie romantyczne momenty, kiedy poza nimi nie liczyło się nic innego. Nic oprócz pięknej, łączącej ich miłości zdawało się nie istnieć. Hazz zatopił nos w bujnej czuprynie Louis’a i ucałował Jego głowę. Mocniej oplótł go rekami, jakby bał się, że Mu ucieknie. Zaczął gładzić ramię Lou opuszkiem kciuka i obdarowywać delikatną skórę Jego głowy subtelnymi, pełnymi czułości pocałunkami. Kochał tego wariata w kolorowych spodniach do szaleństwa i mógłby oddać za Niego życie. Loueh był całym światem Hazzy.
-Kocham Cię…- wyszeptał Louie całując ręke Harry’ego, która aktualnie oplatała Jego klatkę piersiową dając poczucie bezpieczeństwa. Hazz zaprzestał całowaniu głowy Lou i nachylił się, aby wyszeptać mu do ucha kilka czułych słówek:
-Nie, BooBear. To ja Ciebie kocham…
Przejechał po jasnej skórze szyji Louis’a czubkiem nosa wywołując tym samym dreszcze na ciele ukochanego.
-Wiesz, Harreh… Muszę Ci coś powiedzieć…- powiedział Loueh odchylając głowę do tyłu i zatapiając ją we wgłębieniu między szyją a ramieniem Hazzy.
-Tak, kotku? – odparł Curly pytająco. Starszy chłopak wypuścił z ust drżące powietrze i przełknął ślinę.
-Chciałbym mieć z Tobą dziecko...- powiedział odwracając twarz w stronę Harry’ego, którego usta natychmiastowo wykrzywiły się w promiennym uśmiechu. Rok temu, kiedy Lou po raz pierwszy trzymał w ramionach synka Danielle i Liam’a, Chris’a, już wiedział, ze chce mieć dziecko z Curly’m. Ale nie powiedział mu tego. Dopiero teraz się odważył.
-Boże, Lou… Nawet nie wiesz jak strasznie się cieszę!- Hazz ujął twarz Louisa w dłonie i ucałował delikatnie jego malinowe usta.
-Ale z racji tego, że żaden z nas nie może zajść w ciążę…- chciał powiedzieć coś Boo, jednak Harry nie dał mu dokończyć.
-Adoptujemy je. Przecież będziemy kochać to dziecko tak bardzo, jakby któryś z nas je urodził. Zresztą, co za różnica, adoptowane czy nie, będzie najszczęśliwszym dzieckiem na ziemi. Będzie nasze, Loueh. Nasze dziecko. Czy to nie brzmi niesamowicie?
Kiedy Hazza wypowiedział te słowa, w oczach Lou zatańczyły iskierki szczęścia. Kiwnął głową twierdząco.
-Masz rację – powiedział – Kocham Cię, tatuśku!- przyciągnął Harry’ego do siebie i namiętnie wpił się w Jego słodkie wargi…


Louis kurczowo trzymając dłoń Hazzy w swojej przekroczył próg obszernego, żółtego budynku. Przywitała ich siwowłosa kobieta w podeszłym wieku i zaprowadziła do Sali wypełnionej małymi, biegającymi z kąta w kąt istotkami.
-Musicie podjąć wybór- powiedziała uśmiechając się życzliwie. Tomlinson’owie rozglądnęli się po pomieszczeniu. Kilkadziesiąt par małych, zdumionych oczek wlepiało w nich swój ciekawski wzrok.
-Cześć! Jestem Louis, a to mój mąż, Harry. Ktoś z was będzie miał pewnie szanse wrócić z nami do domu!- stwierdził Lou swobodnie. Po piętnastu minutach obydwoje zaklimatyzowali się i bawili razem z dziećmi. Rozmawiali, wygłupiali się i odpowiadali na kłopotliwe pytania ,,Jak mąż może mieć męża?”. Jednak jakoś udało im się wybrnąć z tego tematu.
Harry zatrzymał wzrok na skulonej, siedzącej w kącie dziewczynce w różowej bluzeczce. Miała dwa kasztanowe warkoczyki i śmiesznie naburmuszoną minę. Bez wahania podszedł do Niej.
-Witaj, ślicznotko – uśmiechnął się -Dlaczego siedzisz tu sama?
Dziecko nawet nie spojrzało na Hazzę. Zignorowało Go.
-Jak masz na imię? – nie tracił nadzieji chłopak. Mała spojrzała na Niego smętnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami.
-Darcy – wydukała niechętnie. Harreh usiadł na dywanie obok Niej.
-Śliczne imię! Ale dlaczego nie siedzisz tam z resztą dzieci? – spytał lustrując wzrokiem dziewczynkę, na oko pięciolatkę.
-Bo Nikt mnie nie lubi! – zawołała Darcy smutno. Po jej bladym policzku spłynęła mała, zagubiona łezka, którą Hazz starł opuszkiem palca.
-Jak to? Ja Cię lubię! – powiedział, a mała uśmiechnęła się przez łzy.
-Ciekawe, któro z tych dzieci będzie miało szczeście i wróci z Toba i Twoim kolegą do domu. – zagadnęła cicho niebieskooka dziewczynka.
-Moim mężem, ten przystojniak z którym przyszedłem to mój mąż – wyjaśnił Harry, a Darcy przybrała zdziwiony wyraz twarzy.
-Jak to?! Przecież nie może być dwóch mężów! Chyba że Ty jesteś żoną, czego kompletnie nie rozumiem – stwierdziła. Hazz wybuchł śmiechem.
-Nie, nie. Jest dwóch mężów. Jesteś jeszcze za malutka na te sprawy – uśmiechnął się szczerze – A co do tego dziecka, któro będzie miało szczęście… Chyba właśnie z Nim rozmawiam.
Darcy otworzyła oczka szerzej w wyrazie zdumienia, a następnie na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech. Wstała i chichocząc wesoło przytuliła Loczka, który był nie mniej szczęśliwy niż ona.
Louis natychmiastowo pokochał uroczą Darcy, tak jak Jego mąż Harry. Proces adopcyjny potoczył się błyskawicznie szybko, a po tygodniu Tomlinson’owie śmiało mogli powiedzieć, że ich rodzina trzy osoby.
Dni w willi Tomlinson’ów mijały cudownie. Darcy dostarczała ,,tacie Harry’emu” i ,,tacie Louis’owi” wiele radości swoją obecnością. Hazz i Lou w przyszłym miesiącu mieli posłać małą do przedszkola i przeżywali to bardziej niż świnia okres.
Nie brakowało także niezręcznych sytuacji. Musieli wytłumaczyć dziewczynce, dlaczego ,,Tata LouLou głaskał siusiaka tatusia Harry’ego w nocy, a ten krzyczał”, kiedy ona przyszła do sypialni ojców o drugiej w nocy nie mogąc zasnąć. Jakoś z tego wybrnęli, ponieważ Darcy zapomniała o incydencie dosyć szybko.
W trójkę byli ogromnie szczęśliwi a jakiś rok później Harry i Louis zaczęli zastanawiać się nad adopcją kolejnego dziecka…

_________________________________________________________________________

Według mnie taki trochę ,,gówniany" (xD), no ale cóż ;3

Folow me on twitter: @ship_bullshit69


_________________________

Stylinson'owa :D